poniedziałek, 7 marca 2022

Kościół katolicki. Istota – rzeczywistość – posłannictwo

Kościół

Może zdumiewać fakt, że prezentację istoty, rzeczywistości i posłannictwa Kościoła katolickiego zaczynam od opisania mojej własnej drogi w Kościele. Długo zastanawiałem się, czy powinienem to czynić. Ostatecznie zwyciężyło jednak przekonanie, że nie chciałbym pisać o Kościele jako o rzeczywistości, która nie ma ze mną nic wspólnego i która budzi we mnie zainteresowanie jedynie z akademickiego punktu widzenia. Chciałbym pisać o Kościele, w którym żyję już przecież od ponad 75 lat i w którym czuję się jak w domu. O tym Kościele, który kocham pomimo niektórych jego słabości i niektórych rozczarowań. O tym Kościele, któremu poświęciłem swoje życie. 

 Jestem oczywiście świadomy, że eklezjologia, jak i w ogóle cała teologia, czerpie ze źródeł „obiektywnych”, a nie z subiektywnych doświadczeń, które w sposób nieunikniony pozostają zawsze uzależnione od jakiejś perspektywy. Eklezjologia wynika ze wspólnego doświadczenia Kościoła w przeszłości i w teraźniejszości, a nie z osobistych, dobrych czy złych, doświadczeń Kościoła. Dlatego punktem wyjścia dla eklezjologii muszą być źródła obiektywne: Pismo Święte, świadectwa liturgii i Ojców Kościoła, wielcy teologowie przeszłości, dokumenty Urzędu Nauczycielskiego, świadectwo świętych i całej przeżywanej konkretnie i pełnej cierpienia historii Kościoła w przeszłości oraz w teraźniejszości. Tradycja ta nie jest martwa, lecz żywa. Jest tradycją, którą żyje dzisiaj wiele milionów wiernych. Jeżeli więc z tego względu nie chcemy omawiać tematu Kościoła, opisując go wyłącznie z punktu widzenia historii czy socjologii, to musimy zdać rachunek z własnej wiary i życia w Kościele i z Kościołem. Dlatego eklezjologia jest zawsze także osobistym świadectwem. Zostaje wtedy odniesiona do konkretnego czasu i pozostaje w sposób nieunikniony ukształtowana przez osobiste doświadczenie Kościoła.

Moje osobiste doświadczenie Kościoła ma długą historię1 . W mojej młodości, w okresie studiów oraz w pierwszych latach kapłaństwa historia ta obejmuje doświadczenie życia kościelnego w Trzeciej Rzeszy, w czasie II wojny światowej i przed Soborem Watykańskim II. Ukształtowały ją burzliwe i poruszające czasy ostatniego soboru oraz okresu posoborowego. Do tej historii należy także długi okres mojej działalności w roli nauczyciela teologii w kraju i za granicą, 10 lat bycia biskupem dużej diecezji i przewodniczącym Komisji ds. Kontaktów z Kościołami na Świecie Konferencji Episkopatu Niemiec, w której byłem odpowiedzialny za kościelne dzieła miłosierdzia (Misereor, Adveniat, Caritas internationalis, Renovabis). 

Do tego dochodzi 11 lat doświadczenia Kościoła powszechnego w Rzymie, gdzie byłem odpowiedzialny za jedność wszystkich chrześcijan i za związane z tym wielorakie kontakty ze wszystkimi niekatolickimi Kościołami i Wspólnotami kościelnymi. Wreszcie do tej historii należą doświadczenia wyniesione z dialogu z judaizmem – zadania, które dla Niemca jest szczególnym wyzwaniem. Ta różnorodna działalność była na wszystkich etapach powiązana z konkretną pracą duszpasterską w parafiach, a także w klinikach. W czasie posługi biskupiej były to również niezliczone wizytacje w parafiach, a także doświadczenia pastoralne zdobyte podczas pobytu na uniwersytetach krajowych i zagranicznych, podczas licznych podróży do Kościołów lokalnych na innych kontynentach, gdzie widziałem wiele ubóstwa i nędzy, podczas wizyt w Kościołach katolickich oraz niekatolickich i we Wspólnotach kościelnych na całym świecie. W podróżach tych – wbrew temu, co niektórzy uważają – nie czułem się nigdy dyplomatą kościelnym. Chciałem być tym, kim pragnąłem się stać od samego początku, a mianowicie proboszczem. Zawsze przemawiały do mnie słowa Yves’a Congara: „Vaste monde, ma paroisse” („Szeroki świat moją parafią”). Moja dewiza biskupia nawiązywała do Ef 4,15 „Veritatem in caritate” – „Czynić prawdę w miłości”. 

W ten sposób dane mi było we wszystkich tych dziesięcioleciach doświadczyć Kościoła na całym świecie w jego całej różnorodności, w jego wielkim bogactwie i w jego żywotności, wraz z jego problemami, dramatycznymi przełomami, jego trudnościami, a także kryzysami. W doświadczeniach tych odbija się w pojedynczym zwierciadle coś z drogi i z rzeczywistości, z duchowych przebudzeń i wstrząsów, radości i trudów Kościoła w XX i rozpoczynającym się XXI wieku. W mojej osobistej historii odbijają się elementy historii Kościoła i teologii ostatnich ponad 50 lat. Przy wszystkich pozytywnych, radosnych i wzbogacających doświadczeniach byłem świadkiem – przede wszystkim w ostatnich latach – także kryzysów, które wstrząsały Kościołem u nas w Niemczech i w Europie Zachodniej i które zdezorientowały i zaniepokoiły wielu chrześcijan. Nie cierpiałem z powodu Kościoła, lecz cierpiałem z Kościołem. Chodzi między innymi o straszne skandale, o których mówiło się wiele w ostatnich latach i których nie sposób wystarczająco potępić. Kolejnym kryzysem jest spadek liczby aktywnych członków Kościoła, szczególnie wśród młodzieży, oraz dramatyczna sytuacja braku powołań duchownych. Przede wszystkim martwi mnie i budzi mój niepokój wewnętrzny stan duchowy naszego Kościoła: brak wizji i entuzjazmu, wewnętrzne wycofanie się i narastający dystans, częściowo już prawie de facto schizma między hierarchicznym punktem widzenia „na górze” i częściami Kościoła „na dole”, milcząca emigracja wielu, do tego zjadliwość, z jaką „prawicowcy” i „lewicowcy” atakują siebie nawzajem i przy tym zajmowaniu się sobą wśród wtajemniczonych wcale nie zauważają, że rzeczywiste problemy i wyzwania leżą zupełnie gdzie indziej. Nie dziwi więc, że wielu przeżywa rozczarowanie i odwraca się od Kościoła. Tak więc żywo porusza mnie pytanie: Co będzie dalej z Kościołem? Nie mam gotowych recept, a te, które znam, wydają mi się na ogół rozwiązaniami na krótką metę. Jeśli jednak jako chrześcijanin jestem przekonany o tym, że Kościół jest czymś więcej niż wyłącznie ludzkim tworem i że prowadzi go Duch Boży, a sam Kościół nieustannie doświadcza odnowy, to wtedy owe kryzysy, które obecnie wstrząsają Kościołem, będę pojmował jako bóle rodzenia nie jakiegoś nowego Kościoła, ale jako bóle rodzenia nowej i odnowionej postaci historycznej jednego Kościoła wszystkich czasów.

W tej trudnej, pod wieloma względami nieprzejrzystej, sytuacji chciałbym podjąć próbę zaprezentowania pewnego punktu widzenia, czerpiąc z bogatego skarbca Kościoła i ze znajomości wielu wydarzeń w Kościele. W ten sposób spełnię swoje dawne pragnienie. Pod koniec działalności akademickiej miałem zamiar napisać – po książkach Jezus Chrystus i Bóg Jezusa Chrystusa – książkę, która byłaby zatytułowana Kościół Jezusa Chrystusa. Powołanie na urząd biskupi, a następnie wezwanie do Rzymu uniemożliwiło realizację tego zamiaru. W związku z tym nie wyszedłem w tej materii poza pojedyncze artykuły i pewien projekt wstępny. 

W ostatnich ponad 20 latach miałem jednak okazję do tworzenia „praktycznej eklezjologii”, która poszerzyła mój horyzont i sprawiła, że wiele zagadnień stało się bardziej konkretnych. Zasadnicze intencje pozostały jednak te same. Pozostała przede wszystkim miłość do Kościoła. Mówiąc to, mam na myśli nie jakikolwiek Kościół, lecz konkretny Kościół katolicki, w którym jest dla mnie obecny Kościół Jezusa Chrystusa, Kościół, który jednak musi się odnowić na drodze oczyszczenia i uświęcenia, aby mógł być bardziej czytelnie postrzegany jako Kościół katolicki, jako Kościół Jezusa Chrystusa i jako Kościół dla ludzi. Kościół, jak nieustannie powiadali Ojcowie Kościoła, jest „czarny, ale piękny” (por. Pnp 1,53 ). Pomimo wszelkich skaz i zmarszczek (Ef 5,27) Kościół jest piękny. 

Chciałbym przybliżyć coś z tego piękna i ukazać, jak Kościół może pozostać jednym i tym samym Kościołem Jezusa Chrystusa, nie wyglądając przy tym staro, lecz jawiąc się wciąż jako nowy i piękny. A także, że może przekazać przyszłym pokoleniom to, czego najbardziej potrzebują, a mianowicie nadzieję płynącą z wiary. W dzieciństwie i w młodości, w okresie studiów i w pierwszych latach kapłaństwa doświadczyłem w rodzinie, w seminarium i w parafii tego, co dzisiaj nazywa się często przedsoborowym Kościołem ludowym. Ówczesna, pod wieloma względami niełatwa, sytuacja w czasach nazizmu, II wojny światowej i w pierwszych latach powojennych jest tak odmienna od dzisiejszej sytuacji, że – szczególnie u młodszych ludzi – z trudem można wzbudzić zrozumienie dla tego, czym były te czasy i jakie one były. Kościół i regularne uczęszczanie do kościoła oraz codzienna wspólna modlitwa w rodzinie należały do życia jako coś oczywistego. Przy tym moje ówczesne doświadczenie Kościoła nie było bynajmniej – jak może niektórzy uważają – doświadczeniem ograniczenia, niewoli albo wręcz nieprzeniknionej ciemności. Pomimo wszystkich zewnętrznych ograniczeń był to żywy, zakorzeniony w ludzie Kościół, w którym, żyjąc w rytmie roku kościelnego, czułem się jak w domu. Zdystansowanie się wobec narodowego socjalizmu pod wpływem wychowania w domu rodzinnym i nastawienia zdecydowanej większości środowiska katolickiego wzmocniło dodatkowo moją identyfikację z tym Kościołem. Byłem dumny z przynależności do tego Kościoła i dumny z biskupa naszej diecezji, Johannesa Baptisty Sprolla (zm. 1949), który od samego początku stawiał śmiało czoła nazistom i którego z powodu jego odważnych wystąpień skazano na wygnanie jako jedynego biskupa niemieckiego. W ten sposób myśl zostania księdzem dojrzewała we mnie powoli już od lat dziecięcych. Po II wojnie światowej było mi dane w Związku Nowe Niemcy doświadczyć późnej fazy związkowego ruchu młodzieżowego. W okresie między obiema wojnami światowymi ruch ten zapoczątkował nowy przełom w Kościele i w kulturze po tym, jak po I wojnie światowej dobiegła kresu epoka burżuazyjna. Ruch liturgiczny i ruch biblijny oraz nowo powstały ruch ekumeniczny zapoczątkowały wiele z tego, co później za pośrednictwem Soboru Watykańskiego II znalazło ujście w odniesieniu do całego Kościoła. 

fragment pochodzi z książki Kościół katolicki. Istota – rzeczywistość – posłannictwo wydanej nakładem wydawnictwa wam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz